przez Panibee 20 sie 2006, o 11:50
Mój beagle rozwalił (dosłownie) w domu wszystko, a właściwie w dwóch, bo 6 miesięcy temu zmieniliśmy mieszkanie. Wypróbowałam wszystkie opisane przez Was i inne metody. NIC nie skutkowało. Została mi do wyboru klatka albo kaganiec, bo o pozbyciu się psa nie było mowy. Pomysł z kagańcem podrzucił nam weterynarz. Oczywiście kaganiec jest dobrany tak, żeby pies mół oddychać i napić się. Atośko zostaje w kagańcu od 5 miesięcy. Wiem, że mogę spotkać opinie, że jestem okrutna, ale mój pies nie jest z tego powodu nieszczęsliwy. Powiedziałabym, że czuje się bezpieczniej. Kaganiec od początku dawał sobie zakładać bez problemu. Kiedy ma go na pyszczku, wie, że zostaje sam. Kładzie się wtedy i npsłaniu i leży spokojnie. Wiem, że pije, jak nas nie ma. Wiem też, że jest cicho, chociaż w kagańcu może szczekać. Wcześniej wył. Ale Atosek zostaje tylko na parę godzin i raz dziennie, poza tym zawsze chodzi z nami.