Wybaczcie jeśli temat się powtórzy ale szukałam szukałam i poległam tyle tu tego wszystkiego jest:).
Borys ma już ponad 3 lata. W ciągu pół roku towarzyszył nam w dwóch przeprowadzkach. Problem pojawił się już po pierwszej zmianie miejsca zamieszkania. Zaczął znaczyć teren. Głównie w nocy niewielkie siknięcia w różnych miejscach, kuchnia, korytarz, pokój czy łazienka zawsze gdzieś zostawił swój ślad. Do tego dołączyło dość natarczywe zachowanie w stosunku do gości. Cierpliwie czekaliśmy z nadzieją że się uspokoi i wszystko minie. Niestety byliśmy zmuszeni przeprowadzić się drugi raz. Przestraszeni że w nowym mieszkaniu znów będzie to samo udaliśmy się po poradę do weta. Pani doktor bez wahania zaproponowała kastracje twierdząc że problem znaczenia terenu i natarczywego zachowania minie. Zgodziliśmy się i 2 stycznia Borys stracił swoje kochones. Szybciutko doszedł do siebie a my wyczekiwaliśmy kiedy nastąpi upragniona zmiana zachowania. No i tak oto czekamy już dwa miesiące i wielkie nic. Fakt że pies trochę złagodniał, nie jest już taki meczący jak ktoś przychodzi ale niestety brudzi prawie każdej nocy. Wyprowadzany jest regularnie na porządne spacery, ostatni ok 22, pierwszy o 6 rano. W ciągu dnia nigdy mu się nie zdarza nabrudzić natomiast w nocy prawie zawsze. Ostatnio do obsikiwania dołączył cięższy kaliber no i szczerze mówiąc mam już dość rozpoczynania każdego dnia od sprzątania po psie.
Co dalej robić? Jak sobie z tym poradzić? Proszę o rady.