zawsze jak idę z Arczem na spacer i widzę obce psy to troche się boję.
Arczi jest taki, że jeśli jakiś pies na niego naszczeka, zaraz odwzajemnia mu tym samym i wyrywa się do niego.
Staram się omijać inne psy. Wiem, że Arczur nie zrobiłby poważnej krzywdy, ale jego zaczepki mogą źle się skończyć dla niego samego.
Ten lęk został mi chyba po psie sąsiada. Moi sąsiedzi mieli suczkę i podczas cieczki pies sąsiadów z drugiej strony do niej poszedł i tam został zagryziony przez inne psy.
4 lata temu mój Funio wyszedł z podwórka (ktoś nie zamknął furtki) i poszedł na boisko, gdzie akurat miałam w-f (chodziłam do szkoły na mojej ulicy) i pogryzł się z owczarkiem. Trochę krwawił, musiałam zwolnić się z lekcji i zaprowadzić go o domu.
Jeśli chodzi o psy, to jestem przewrażliwiona.
Co do walk... To jest prymitywizm. Ludzie znajdują rozrywkę w okrucieństwie? W rozlewie krwi? To może cofniemy się do starożytności i wznowimy walki gladiatorów? A co tam. Skoro śmierć i cierpienie tak bardzo pociąga...
Przez takie walki wiele psów ma złą opinię. Na przykład amstaffy - kiedy miałam w ramach domu tymczasowego amstaffa Arisa, moja mama zbliżała się do niego tylko w mojej obecności, bo się go bała. Wszystko dlatego, że o amstaffach mówi się źle. Mówi się, że są agresywne. Kiedy szłam z Arisem na spacer, jakiś mężczyzna spytał, czy to jest pies z tej groźnej rasy.