przez Strzyga 7 mar 2009, o 22:02
Będąc zeszłego roku w szpitalu spotkałam się z dogtorem.
Termin "dogoterapia" był mi znany, jednak pierwszy raz w życiu miałam okazję uczestniczyć w czymś takim.
Dogoterapeutą był labrador Melon. Był niezwykle cierpliwy, posłusznie wykonywał wszystkie nasze polecenia i czekał na nagrodę. Zauważyłam, że sama jego obecność miała kojący wpływ na pacjentów. Jako, że była to grupa pacjentów z zaburzeniami psychicznymi, wiele osób było zamkniętych we własnym świecie, własnych problemach, jak ja. Jednak gdy zbliżał się poniedziałek, dzień dogoterapii zauważyłam, że nie mogę doczekać się 17.00. Jakież było moje rozczarowanie, gdy pewnego dnia Melon ze swoją panią nie przyszli....
Dogoterapia była prawie jak grupa terapeutyczna. Były zadania, pytania, rozmowy. Różnica polegała na tym, że wszystko działo się w obecności psa.
Myślę, że dogoterapia była jednym z lepszych elementów mojego leczenia. Melon sprawiał, że się uśmiechałam pomimo trudnych dni. I czułam, że jestem bliżej domu. Bliżej mojego psiaka. Że niedługo to Kora będzie moim dogtorem.