sprawa wygląda tak:
od 4 lat mam psa (szczeniak cudem uratowany) to średniej wielkości kundelek, nie jest agresorem, ułożony i raczej co do życia 'rodzinnego' nic mu zarzucić nie można, z innymi psami też się dogaduje. niedawno przygarnelismy suczke, z ulicy, w kiepskim stanie, bardzo zmęczoną, znajomy wet kazał nam ją na początek przymknąć w kojcu w ogrodzie (dość duży zadaszony, z obszerną budą, no i w czasie wakacji od switu do nocy ktos z nas zawsze w ogrodzie jest). doszła do siebie, jest straszne żywa... i teraz zaczynaja sie schody... chcemy wziać ja rowniez do mieszkania, postaralismy sie aby spedzala z naszym psem kilka godzin dziennie biegajac razem w ogrodzie tyleże on ją ignoruje (coprawda suczka jest zaszczepiona przeciwko cieczce ale mysle ze to nie powinno miec nic wspolnego z brakiem porozumienia miedzy nimi), co wiecej pies ktory zawsze byl zywy, kochal zabawy w ogrodzie, dzikie bieganie po trawniku teraz siada sobie na krzesle, ewentualnie pod stolem w altanie i tylko patrzy na to co sie rusza... w domu jedynie czasem przyniesie pleczke i troszke powariuje... suczka jest do niego bardzo przyjacielsko nastawiona, nie chce dominowac, przynosi mu patyki zaczepia do zabawy...
pytanie brzmi:
- czy juz zawsze bedzie tak to wygladac?
-czy jak wezmiemy suczke do mieszkania to tu tez pies bedzie zachowywal sie tak jak w ogrodzie?
-czy to po prostu przejdzie mu gdy zaakceptuje suczke?
- i czy ja mogę coś na tą całą sytuacje poradziec? nie mogę patrzeć jak mój futrzak się focha...
będę wdzięczna za każdą odpowiedź