Witam wszystkich. Zapewne mój problem był już wielokrotnie poruszany na forum, ale jestem forumowiczem od 5 minut i nie zapoznałem się z wszystkimi wypowiedziami.
Otóż:
Mieszkam w średniej wielkości miejscowości w domku, teren jest ogrodzony. Mamy psa (rasy mix - Barona), wychowywanego od szczeniaka. Był on przyjęty jako drugi pies w domu Obecnie pies ma 6 lat. Do drugiego roku życia wychowywał się ze starszym kolegą (pierwszym naszym psem wilczurem - Brutusem), który odszedł w wieku 14 lat. Baron dużo sie nauczył od Brtusa. W rok po śmierci Brutusa, przyjęliśmy szczeniaczka wilczura - Brabusa. Teraz Brabus uczył sie od Barona. Było fajnie prawie przez trzy lata. Każdy pies miał swoją solidną budę. Cały czas psy mieszkały na dworze. W marcu tego roku, przez niezamknietą bramę psy uciekły. Poszukiwania nie dały rezultatu. Na drugi dzień Baron wrócił, a Brabus nie. Rozwiesiliśmy ogłoszenia o zaginięciu psa. Po trzech dniach zadzwonił życzliwy człowiek z wiadomością, że poszukiwany pies chyba leży zabity w rowie. Okazało się, że rzeczywiście był to Barabus. Po śmierci Brabusa, Baron zaczął się wymykać (podkopywał ogrodzenie). Zawsze wracał w nocy lub dnia nastepnego. Uniemożliwianie podkopów i łatanie dziur w ogrodzeniu zaskutkowało tym, że Baron zaczął wyć. Wył w dzień i w nocy. Raz podczas kolejnej ucieczki widocznie trafił na silniejszych od siebie, bo wrócił mocno pogryziony. Wizyty u weterynarza trwały dwa tygodnie, ale Baron został zregenerowany. Dwa tygodnie nie wył. Teraz znowu cały czas wyje (przestaje tylko jak się go wpuści do domu). Dla towarzystwa kupiliśmy mu kotkę, z którą się zaprzyjaźnił, ale nie przestał wyć. Weterynarz zaproponował kastrację Barona, ale mnie jakoś to nie przekonuje. Sąsiedzi przestają się kłaniać. Uśpienie albo oddanie do schroniska (w desperacji i takie warianty rozważaliśmy) nie wchodzi w rachubę. Co robić w tej sytuacji? Może ktoś miał podobny problem?