Fundacja Labrador - ważne!

Na każdy temat, wypowiedzi nie pasujące do innych kategorii.

Moderator: Moderatorzy

Fundacja Labrador - ważne!

Postprzez zielistka 17 paź 2010, o 14:56

Prośba o przyjrzenie się działalności Fundacji Labrador w Polsce

Wyżej wymieniona fundacja reklamuje się w Polsce jako organizacja pozarządowa aspirująca do przystąpienia w poczet członków federacji międzynarodowej, szkolących psy przewodniki dla niewidomych. Gdy usłyszałam tak obiecującą rekomendację, zgłosiłam się do niej. Po bardzo długim oczekiwaniu otrzymałam od Fundacji Labrador wyszkolonego przez nią psa. Sposób w jaki postępowali ze mną pracownicy tej organizacji, zbulwersował mnie tak bardzo, że w trosce o dobro następnych zgłaszających się osób, postanowiłam opisać konkretne fakty.
I. Staram się o psa
1. Mąż czyta mi z gazety artykuł o nowej fundacji, która przekazała niewidomej Magdzie, wyszkolonego przez siebie psa przewodnika.
2. Zafascynowana, staram się zdobyć przez internet potrzebne dane. Dowiaduję się, że trzeba dysponować orzecznictwem stwierdzającym inwalidztwo, funduszami własnymi, by utrzymać psa oraz umiejętnością samodzielnego poruszania się z białą laską.
3. Ponieważ spełniam te warunki, w marcu 2006 roku wysyłam pocztą elektroniczną prośbę o wyszkolenie dla mnie psa. Nie dostaję odpowiedzi.
4. W maju 2006 roku proszę ponownie (pismo do wglądu). Dostaję odpowiedź, że jestem na liście oczekujących.
5. W sierpniu 2008 roku pani prezes Danuta Grzybkowska powiadamia mnie telefonicznie, że mam przyjechać na sprawdzian z psychologiem i instruktorem sprawdzającym moją umiejętność posługiwania się białą laską. Pytam o szczegóły, odpowiedź brzmi – wszystko w swoim czasie.
6. Na sprawdzianie najpierw przez 10 min. rozmawiam z panią prezes, pytam czy mogę zobaczyć psa. Słyszę odpowiedź, że instruktorzy mają wiele swoich zajęć, a szkolenie psów przewodników jest dla nich pracą dodatkową. Dlatego nie mają czasu.
7. Psycholog przeprowadza wywiad o moim stanie zdrowia. Nie znam jego treści, nie podpisywałam go. Jestem zaskoczona. Pytam w jaki sposób wpłynie ten raport na dobór psa dla mnie. Pani psycholog mówi, że nic nie wie o szkoleniu psów.
8. Instruktorka orientacji przestrzennej fachowo sprawdza jak poruszam się z białą laską.
9. W listopadzie 2008 roku dostaję pocztowe zawiadomienie, że spełniam wszystkie warunki i dlatego w lutym 2009 roku przyjadę na dwutygodniowe szkolenie z instruktorem, który nauczy mnie pracy z psem.
10. W obawie przed opryskliwym potraktowaniem mnie, czekam nie dzwoniąc.
11. We wrześniu 2009 roku pani prezes informuje mnie telefonicznie, że jestem pierwsza na liście i że mogę przyjechać na szkolenie. Pytam dlaczego termin nie został dotrzymany. Dowiaduję się, że fundacja nie ma dochodów i dlatego trzeba czekać cierpliwie. Dziwię się – co zostaje bardzo źle odebrane.

II. Na szkoleniu
1. Na przełomie listopada i grudnia 2009 roku zamieszkuję w miasteczku Luboń, gdzie fundacja wynajmuje dom z ogrodem. Wieczorem dwie instruktorki przyprowadzają mi psa. Umawiamy się na spotkanie następnego dnia.
2. Następnego dnia dostaję dokładne instrukcje jak uczyć psa posłuszeństwa. Pytam o zabiegi pielęgnacyjne. Słyszę, że oczu, uszu i zębów myć nie trzeba.
3. Od tej pory bez żadnego przygotowania teoretycznego wychodzę z dwiema instruktorkami i psem z laską w ręku na ulicę na około dwie godziny dziennie przez 12 dni. Nie zauważam żadnego zainteresowania moimi oczekiwaniami i potrzebami. Wbrew moim protestom muszę powoli sunąc z psem. Wciąż muszę wydawać komendę: „Poowoolii”, co bardzo mnie irytuje. Na pytanie co zrobić, by nie bolały mnie plecy i ramię od schylania się – dostaję dłuższy pałąk. Muszę nagradzać psa przysmakami, stając za nim na ruchliwej jezdni, gdy przednimi łapami zaznaczy prawie niewyczuwalny krawężnik – mimo samochodów przejeżdżających w tym czasie przez pasy. Podchodzę wyłącznie do zewnętrznych drzwi i schodów (nigdy do okienka czy lady sklepowej). Gdy podchodzę do drzwi, muszę obmacać głowę psa, by sprawdzić, w którą stronę kieruje pysk, gdyż tam jest klamka. Wolałabym sama ją znaleźć, gdyż pies robi to wolno i nieprecyzyjnie. Byłoby to dla mnie znacznie szybsze i łatwiejsze. Wciąż polecają mi wydawać na pasach komendę: „równaj”. Pytam, skąd będę wiedziała, że pies skręca, gdy będę z nim sama. Odpowiedź brzmi - nauczysz się go czytać.
4. Po tygodniu uczestniczę w wieczornym spotkaniu z zarządem i instruktorami. Zgłaszam, że pies chodzi dla mnie za wolno. Tłumaczą mi, że wolno znaczy bezpiecznie dla mnie i że nikt nie zmusza mnie do wzięcia psa przewodnika. Mam się nad tym zastanowić. Na drugi dzień deklaruję chęć wzięcia psa.
5. Jednak zastanawiam się jak np. prowadziłabym za rączki dwójkę małych dzieci, gdy w lewej muszę trzymać pałąk i smycz, a prawą sprawdzać laską każdą decyzję psa, akceptując ją lub korygując.
6. Jadę do Poznania, który jest dużym miastem. Sama też mieszkam w podobnym. Omijam rozmaite przeszkody na chodniku, takie jak stojące samochody. Jest to ciekawsze, ale czuję, że moja samodzielność jest ograniczona bardziej niż kiedykolwiek. Pies precyzyjnie omija nierówności płytek, kałuże, studzienki kanalizacyjne, przez co idziemy bardzo powoli, a nie o to mi chodziło.
7. Zdumiewa mnie temperament psa, który nie chce się bawić. Tak wyobrażałam sobie psa do dogoterapii. Po kilku dniach nie chce ćwiczyć posłuszeństwa. Instruktorka twierdzi, że pewnie go przemęczyłam. Wiem, że to nieprawda. Porównuję go z większym, energiczniejszym psem niższej ode mnie koleżanki, która w tym samym czasie ma szkolenie z innym instruktorem. Gdy wychodzę na 15 minut z pokoju, pies szarpie pozostawiony na stole kalendarz. Na podwórku przewraca mnie, ciągnąc na smyczy za innym psem.
8. Odkrywam, że instruktor szkolący koleżankę jest kopalnią wiedzy o psach, umie też opowiedzieć jak powinna postępować niewidoma osoba, by być wszędzie mile widziana z psem.
9. Po dwóch tygodniach otrzymuję polecenie, by samodzielnie wrócić do domu pociągiem, mimo, że obie instruktorki pojadą tam samochodem. Protestuję. Jedna z instruktorek jedzie więc samochodem, a druga ze mną. Dobrowolnie pokrywam koszty jej podróży, gdyż nigdy nie jechałam sama z psem w pociągu. Odkrywam, że pies nigdy nie wsiadał i nie wysiadał z pociągu, gdyż instruktorka wnosi go na rękach.
10. W mieście, w których mieszkam, lekko pada śnieg. Pies zjada go nieustannie. Dowiaduję się, że nigdy wcześniej nie spotkał się z takim zjawiskiem atmosferycznym.
11. Przez 5 dni ćwiczę przez około dwie godziny dziennie z instruktorkami i psem trasę z domu do mojej pracy. Pies ani razu nie pokonuje trasy bezbłędnie, w czasie pracy załatwia się, co jest dla mnie bardzo krępujące. Nikt nie informuje mnie w jaki sposób zebrać psie odchody z chodnika, instruktorki też same tego nie robią. Dostaję bardzo dobrą ocenę mojej współpracy z psem od oceniających mnie instruktorek.
12. Pies zostaje przekazany mi oficjalnie przy kamerach telewizji regionalnej na przedświątecznej akcji w supermarkecie.
13. Umowa napisana jest zwykłym drukiem. Odczytać musi mi ją osoba widząca (umowa do wglądu).
14. Wypytuję instruktorki o ich kwalifikacje do pracy z niewidomymi, nie wiedzą, że możemy uprawiać sporty, dziwią się, że jem nożem i widelcem. Zajmują się szkoleniem psów ratowniczych dla straży pożarnej. Ponieważ nie widzę od dziecka i spotkałam wielu doskonałych instruktorów pracujących z niewidomymi, łatwo umiem odróżnić profesjonalistę od amatora z dziedziny tyflopedagogiki.
15. Pod koniec grudnia, jedna z instruktorek z własnej inicjatywy odwiedza mnie. Pełna optymizmu, zapału i nadziei, że uda mi się dostosować do tempa pracy psa, opowiadam, że nie sprawia żadnych kłopotów.
III. Moja samodzielność z psem
1. W styczniu 2010 roku temperatura obniża się nawet do -17°C w dzień. Spada mnóstwo śniegu. Przejścia na pasach posypane są solą. Pies odmawia posłuszeństwa. Skręca z pasów w niewłaściwe ulice, idąc liże lód, skacze do przechodzących ludzi i psów, chce wprowadzić mnie do wykopów i wyjada resztki leżące koło śmietników. Marznę i spóźniam się do pracy, gdyż błądzę, wpadam na słupy i wzbudzam sensacje, szarpiąc się z psem. Kilka razy w tygodniu kontaktuję się z instruktorkami, opisując wszystko. Nie pozwalają przerwać pracy z psem, by nie zmarnować jego umiejętności. Polecają, bym więcej ćwiczyła wieczorami z mężem, mimo moich tłumaczeń, że daje mi on zupełnie niespójne informacje. Nawet gdy po miesiącu pies zaczyna stawać na jezdni, instruktorki nie chcą przyjechać i pomóc mi. Oznajmiam, że upublicznię, że nie chcą mi pomóc.
2. Na polecenie instruktorki wysyłam pismo do zarządu fundacji (do wglądu) oraz płytę, na której zarejestrowane są moje zmagania z psem (płyta pierwsza do wglądu). Nie dostaję odpowiedzi, przyjeżdżają jednak instruktorki.
3. Przez 3 dni na mrozie i posypanych solą ulicach instruktorki prowadzą doszkolenie około 4 godziny dziennie. Są oburzone, że przekazywałam im złe informacje, które nie odzwierciedlały stanu faktycznego, który był gorszy niż się spodziewały.
4. Instruktorki filmują mnie, nie mówiąc mi o tym (płyta druga do wglądu). Przed kamerą obwiniają mnie, usiłując zmusić do deklaracji lojalnościowej wobec fundacji. Nie robię tego. Pies nadal nie trafia bezbłędnie do pracy.
IV. Po doszkoleniu
1. Czasami błądzę, lecz już nie dzwonię do instruktorek. Codziennie bezsensownie ćwiczę z mężem, a ponadto co jakiś czas wysyła on nagrane ćwiczenia, zgodnie z zaleceniem instruktorek. Jedna z nich nie ogląda ich wcale, a druga daje porady, które nie rozwiązują żadnych problemów. Nie mam czasu na żadne inne zajęcia.
2. Coraz częściej mąż podwozi mnie samochodem do pracy, bo nie chcę błądzić, ani zostawiać psa samego w domu.
3. Tracę cierpliwość i 28 lutego 2010 roku pocztą elektroniczną wysyłam pismo do zarządu, pytając w jaki sposób dobierane są psy do niewidomych (pismo do wglądu). Nie dostaję odpowiedzi. Na początku kwietnia wysyłam kolejne pismo (do wglądu). Znowu nie dostaję odpowiedzi. Pod koniec kwietnia wysyłam trzecie pismo (do wglądu). Zarząd odpowiada, że nie dopatrzył się żadnych uchybień w pracy instruktorek.
V. Zakończenie mojej pracy z psem
1. Dostaję zaproszenie na spotkanie integracyjne, organizowane przez zarząd na początku maja. Odmawiam, gdyż czuję się zlekceważona (pismo do wglądu).
2. Jedna z instruktorek telefonicznie przeprasza mnie za błędy w postępowaniu i prosi bym przyjechała na spotkanie.
3. Na spotkaniu w Luboniu poznaję innych niewidomych posiadających psy przewodniki. Wszyscy poznajemy przedstawiciela federacji międzynarodowej z USA Johna Byfielda z Freedom Guide Dogs For The Blind.
4. Na życzenie fundacji pierwsza pokazuję moją pracę z psem. Po skończonym pokazie w bardzo taktowny i życzliwy sposób John Byfield kwestionuje dobór tego konkretnego psa dla aktywnej osoby jaką jestem. Dzięki temu wiem, że nie ponoszę winy za niepowodzenia, co wcześniej sugerowały instruktorki. John Byfield wytłumaczył, że ten pies zagraża mojemu bezpieczeństwu, gdyż jest drobny i delikatny, przez co muszę chodzić w niefizjologiczny dla mnie sposób. Ustalamy przy nim, że oddam psa, a zarząd przydzieli mi odpowiedniego dla mnie.
5. Wieczorem zarząd chce bez żadnych formalności odebrać mi psa. Protestuję. Ustalamy, że zabiorę go na dwa tygodnie do domu.
6. Sama, pociągiem wracam z psem do domu. W Katowicach czeka mąż, który znosi psa na peron. Uprząż i pałąk zostają mi zabrane, gdyż zgodnie z poleceniem fundacji od tej pory nie mam prawa nazywać psa moim przewodnikiem.
7. W połowie maja 2010 wysyłam do fundacji pismo, w którym proszę o życzliwe potraktowanie mojego pragnienia, by posiadać odpowiedniego dla mnie przewodnika (pismo do wglądu). Dostaję wymijającą odpowiedź (do wglądu).
8. Wydelegowana instruktorka przyjeżdża, by odebrać psa. Gdy wchodzi do mojego domu nie siada, lecz bierze za smycz psa i chce wyjść. Jestem na to przygotowana, więc daję do podpisu oświadczenie, które napisałam dzień wcześniej (do wglądu). W ten ostatni dzień zarząd nie wywiązuje się z umowy, w której zagwarantował sobie odebrania psa w razie konieczności wobec notariusza. Nikt nie pyta mnie o koszty jakie poniosłam. Ponieważ pracuję w dwóch miejscach, kupiłam trzy legowiska, trzy miski na jedzenie i trzy na wodę. Prócz tego długą smycz, znaczek z adresem, gwizdek, szczepionkę na kleszcze i pchły, kości do czyszczenia zębów, suszone ścięgna, szczotki do czesania, kilka zabawek, kaganiec, mydło do mycia łap zimą, maść do smarowania łap podczas mrozów, dwie gumowe szczotki do zbierania sierści oraz karmę, której zostało mi około 10 kg. Zachipowałam na własny koszt psa, wyrobiłam mu paszport, pokryłam koszty leczenia, po powrocie z majowego spotkania, gdzie pies został podrapana przez innego psa.
Przełom 2009 i 2010 roku pozostanie w mojej pamięci, jako bardzo trudny okres w moim życiu. Panie z zarządu, które z zawodu są prawniczkami, mają przewagę nad niewidomymi, niemającymi często finansów i odwagi, by oficjalnie mówić o prawdzie, którą odkrywają poniewczasie. Z problemami pozostają sami. Uporczywe okazywanie niezadowolenia skutkuje odebraniem psa. By zachować niezależność, panie prawniczki nie podejmują współpracy z żadną instytucją działającą w Polsce na rzecz niewidomych taką jak: PZN (Polski Związek Niewidomych), PFRON (Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych) i szkoły dla niewidomych. Nie ma więc możliwości weryfikacji efektów ich pracy. Zarząd dba o pozory. Na stronie internetowej umieszcza suche fakty o zerowych dochodach fundacji, mimo sprzedaży reklamowych kalendarzy i zgodnego z prawem zbierania pieniędzy od osób prywatnych. Dba też by o osobach, które przegrały z nim procesy sądowe krążyły dyskredytujące historie. Na grudniowym spotkaniu w 2009 roku podczas szkolenia pani wiceprezes wyszydzała wszystkie krytyczne uwagi umieszczone na forum, później miałam się przekonać o ich prawdziwości. W działaniu zarządu bardzo istotny był do tej pory brak komunikowania się ze sobą niewidomych, psychologa, instruktora orientacji przestrzennej, instruktorów i wolontariuszy. Od pewnego czasu zastanawiam się, jakie nieszczęście musi się wydarzyć, by zlikwidować przyczynę wielu problemów i niebezpieczeństw, w jakich często znajdują się klienci fundacji. Najbardziej narażeni są ci, którzy mieszkają daleko od Poznania. Będąc dobrze zrehabilitowanymi, chcą by pies był nie tylko towarzyszem, ale także pomocnikiem. Czy naprawdę taka organizacja powinna mieć rekomendacje federacji międzynarodowej?
zielistka
Kandydat
Kandydat
 
Posty: 3
Dołączył(a): 17 paź 2010, o 14:55

Sklep Psiaki.pl

Szukasz czegoś dla swojego pupila?

Zapraszamy do naszego Sklepu Psiaki.pl
Znajdziesz tam atrakcyjne produkty dla zwierząt. Wszystko, czego potrzebujesz, dla psa, kota i innych zwierzaków.
Sklep dla zwierząt
 

Powrót do Psie sprawy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zalogowanych użytkowników i 28 gości

paw prints