podziwiam za wytrwanie w czytaniu dosc dlugiego watku.
no ja tez mysle ze zle mu u nas nie bylo mial nas i dwie swoje kochane sunie z ktorymi uwielbial sie bawic...
dzinusie ktora pokazala mu jak zyc w stadzie i co to znaczy podporzadkowanie ale i takze co znaczy dobra zabawa i szalenstwa...
za to caren byla jego oczkiem w glowie nigdy jej nie odstwpowal na krok zawsze pilnowal jak taki starszy brat...
juz przy jego pierwszej operacji balam sie ze bede musiala sie z nim porzegnac ale wtedy sie udalo wiec myslalam ze i tym razem damy rade ale widocznie tak musialo byc... jego organizm byl zbyt slaby aby dalej walczyc...
sunie w domu chodza takie ponure nie wiedza co sie dzieje bo nigdy nie bylo tak ze one byly w domu a taysonka nie bylo...