Niewiele osób wie, że przyjmując mandat za "psa bez smyczy i/lub kagańca' sami na siebie kręcą bata.
Otóż... widząc wściekłego np sąsiada, prychającego jadem na widok twojego pupila...dzwoniącego na bezdechu po policję (lub straż miejską) wymiękamy gdy "mundurowy" wypisuje mandacik.
A na wystawienie mandatu też ustalone są jakieś zasady.
Przykładowo - 5 rano, osiedlowy park, jeden przechodzień na godzinę (akurat porąbany sąsiad - kynobójca ).
Policja, mandat i kurczymy się w sobie.
Błąd!
Nawet psiak z list tych agresywnych nie musi mieć kagańca i szwędać się na smyczy jeśli miejsce jest widocznie wyludnione!
Jeśli policjant nada tok do kolegium bo nie przyjmiesz mandatu - zaczynają się dla nich schody. Muszą poddać psa na badanie w kierunku agresji i udowodnić, że poza tym poparanym sąsiadem było tam więcej osób. Skarżący też trafi pod lufę.
I jeśli nie ma dostatecznych dowodów - sprawa idzie do kosza.
A jeśli przyjmiemy mandat - trafiamy do kartotek razem z naszym pupilem, przyznajemy się do tego, wydajemy kasę.
Odwołanie od mandatu to droga przez piekło. Mnóstwo bieganiny, więcej kosztów i jąkliwe udowadnianie niewinności.
Tak więc...nie trzęśmy tyłkami bo ktoś ma na sobie mundur.
A niech nam udowadniają winę! I mandat wsadzą sobie gdzieś
ps. to nie dotyczy posiadaczy naprawdę szalonych psiurków! tudzież sytuacji wręcz oczywistych (tłok etc)