przez Hanusia13 7 kwi 2007, o 22:55
Pewnego słonecznego dnia, a dokładnie w niedzielę 4 lata temu mój tato i siostra gdzieś wyjechali. Niebyło ich chyba z kilka godzin. Od mamy nic nie mogłam wyciągnąć, gdyż ona podobno ,,nic nie wiedziała". Gdy w końcu przyjechali przywieźli ze sobą słodkiego, ze skrzyżowanymi uszkami owczarka niemieckiego. Był cudny. Po pewnym czasie wszyscy go pokochaliśmy. Był on bardzo mądrym psem. Tak w spokoju żył ok. 3,5 lata. Na początek zeszłych wakacji coś się zaczęło dziać z Rokim. Nie chciał jeść, a brzuch miał wielki jakby był w ciąży. Gdy pojechaliśmy z nim do porządnego weterynarza w Żaganiu stwierdził on, iż Roki ma arytmie serca. A ten wielki brzuch okazał to, że ma jeszcze wodobrzusze. Wet przepisał mu specjalną karmę, którą miał jeść oraz tabletki, które przyspieszały wysikanie się (nie wspomniałam, że nie mógł sę wysikać). Lecz po pewnym czasie, że Roki jest już tak ,,zaangażowany" w te choroby, że nie da się go wyratować. Zmarł on 1 września. Nie wspomniałam, że w naszym domu od roku był już Misiu. Rokiego traktował jak swojego obrońcę, wręcz ojca. Bardzo przeżywał stratę Rokiego. Zaczął chorować, przed świętami Bożego Narodzenia stwierdzono u niego stan wścieklizny. Na szczęście po pewnym czasie okazało się, że był to fałszywy alarm. Teraz, gdy się już pozbierał otaczam go najtroskliwszą opieką, bo jest to bardzo przyjacielski pies potrzebujący towarzystwa i ze strony człowieka jak i ze strony zwierzęcia. Ostatnio zaprzyjaźnił się z moją kosztaniczką - Mysią, no ale tu już zaczyna się inna historia...