fakt ze bylo to w czerwcu ale chcialabym sie podzielicsmutnym doswiadczeniem ktore nadal boli..
Nurcik byl to pinczerek miniatorowy ur. 18 lutego 1997r. kiedy mial niespena roczek zachorowal na ta chorobe pokleszczowa.. weterynarz dawal mu nie wiecej jak 3% szans na przezycie.. nie jadl nie pil nie chodzil ledwo glowe podnosil.. tydzien chodzenia dwa razy dziennie na kroplowki i sterte zastrzykow, drugi tydzien - raz dziennie.. ale wyszedl z tego.. wiedzialam ze ma do konca zycia zachowywac sie jak szczeniak bo niestety choroba zdazyla wplynac na mozg psa, ale prognozy na dluzsze zycie byly bardzo dobre.. 10 lat 3 miesiace i 3 tygodnie wspolnych zabaw, wyjazdow, mnostwo szczescia mnostwo troski.. niestety nasi sasiedzi z dzialki letniskowej w nocy z 8 na 9 czerwca niezle sobie popili i chyba im odbilo bo przezocili kosci z kurczaka na nasza dzialke ktora jest pozadnie ogrodzona.. o tych kosciach dowiedzielismy sie dopiero 9 po poludniu (niedziela) myslelismy ze pies jeszcze ich nie znalazl.. mylilismy sie... w poniedzialek tuz po polnocy moj piesek zacza wymiotowac piana i krwia.. zacza sie dusic.. nie zdazylismy do weterynarza.. pozegnalam ukochanego pieska cztery dni po wlasnych urodzinach (+10.06.2007)
teraz ma wlasny pagorek tabliczke i iglaczka tuz obok swojego ojca (+poczatek kwietnia 2003) (*)(*)