Halciu, jutro mina 2 tygodnie, a ja wkraczam w jakąś dziwną fazę swego życia. Dotad każda myśl o Tobie rodzila ból i smutek. Dziś jest inaczej. Jadąc tramwajem do domu, pomyślałam o Tobie. A przed pczami natychmiast stanęło mi coś, co - z jednej strony jest smutne - z drugiej zaś - daje mi siłę. To WSPOMNIENIE. Jak ciepły wiosenny deszcz do mojego umysły spłynęły najpiękniejsze momenty...
Gdy zobaczyłam Cię po raz pierwszy, bylaś jeszcze małym, nieporadnym szczeniaczkiem. Razem z Harnasiem trwaliście w kącie przytuleni do siebie. W ogrodzie Twoje szaleństwa zdawały się nie mieć końca. Nigdy nie zapomnę jak brałam Cię na recę i wnosiłam do domu, bo Ty chcialaś jeszcze trochę poszaleć na dworze.
Przypomnial mi się też pierwszy nasz wspólny spacer. Jak ładnie chodziłaś na smyczce. Troszke ciągnęłaś, ale ktory pies nie lubi ciągnąć na smyczy..?
I ostatnia zima, ferie. Jak wspolnie z Harnasiem szamotalaś się na śniegu. I jak któregoś dnia zszedłszy na dół, ujrzałam Ciebie merdającą do mnie z blatu stołu.
A potem weekend majowy i nasze ostatnie spotkanie. Już wtedy ciężko oddychalaś. Po przebiegnięciu nawet kilku metrów kladłaś się w trawie ziejąc i dysząc.
Aż w końcu coś, co najmocniej przypomina mi o więzi, która nas łączy. Poczułam dotyk Twojego futerka na dłoni. Twoj zapach zdawał się unosić w powietrzu. Na twarzy zaś poczułam delikatny dotyk Twojego miękkiego języka - nieraz mnie przecież lizałaś.
I nagle wszystko ucichlo. Moj przystanek. Znowu ludzie ustawili się tak, że wyjść z tamwaju nie można. Trzeba się przepychać. Zwykłym krokiem przeszłam przez jezdnię by wejść w moja bramę. Ktoś jednak cały czas na swoich czterech niewidzialnych łapach wędrowal za mną, merdając ogonem upiekszonym w anielskie futerko...