niecałe trzy tygodnie temu rozstałam się z moim pieskiem.....
była ze mną przez całe moje życie, dlatego ból który czuje jest nie do opisania.... była moim pierwszym pieskiem, istotką którą pokochałam bezgranicznie, nigdy nawet nie mogłam sobie wyobrazić jej odejście..
a teraz tylko bół, pustka, mam wrażenie jakbym nie miała żadnych uczuć..
Najgorsza była decyzja o eutanazji
Pomomo dojrzałego wieku ( miała 15 lat) i otyłości czuła się dobrze, miała chęć życia. Bardzo dużo chorowała w swoim życiu, jeszcze rok temu przeszła operację usunięcia raka piersi (to już druga operacja tego typu) i wyszła z tego bez szwanku (nawet po przebudzebiu si e z narkozy dała nieżle popalić weterynarzom). kilka miesięcy temu miała paraliż, z którym też sobie dała rada. zawsze wierzyłam w to że będzie żyła wiecznie dzięki miłości która dostawała od całej rodziny oraz dzięki bezgranicznej miłości jej do jedzenia.
niecały miesiąc temu zauważyłam że coś się zmieniło, stawła się co raz wolniejsza, potykała się jak byłam z nią na sparcerku. aż kilka tygodni temu wróciłam do domu i zauważyłam że ma dziwne oczka, weterynarz zdiagnozował zapalenie oczu. pomyślałam nic groźnego, dostała antybiotyk i jakby było trochę lepiej. i największy koszmar rozegrał się w długi weekend, w sobotę 03 maja pojechaliśmy do lecznicy całodobowej, gdzie po usg lekarz stwierdził że to prawdopodobnie zespół cushinga. następnego dnia chciał tylko przeprowadzić rutynowe badanie, żeby wykluczyć cukrzyce oraz badania wątroby i nerek. Jak dzwoniłam do lekarza żeby podał mi wyniki okazało się że ma bardzo zaawansowaną cukrzyce ( przecież kilka m-cy wcześniej miała badany cukier i był w normie). dostała insulinę, kroplówkę odtruwającą organizm. Po minie lakarza wiedziałam że nie jest dobrze, zresztą czułam to. traciła siły z godziny na godzinę. Weterynarz powiedziała że jak jej stan się nie poprawi to trzeba będzie się zastanowić nad innym wyjściem.
Wykrzyknęłam że nigdy w życiu nie zgodzę się na takie coś!!!!!!
cała niedzielę moja psinka wymiotowała, w końcu przestała jeść i pić.....nie wydalała. a najgorsze były problemy z krażaniem w niedziele wieczorem, przez które nie mogła oddychać. to był koszmar. w poniedziałek znowu weterynarz, w drodze jak siedziałam z Perełcią na tylnym siedzeniu tuż przed dojazdem do lekarza zaczeła tak strasznie wymiotować i na pewien moment zesztywniała......i w tym momencie przyszła decyzja o ulżeniu cierpieniu..
a teraz oprócz bólu czuje nienawiść do samej siebie, że może trzeba było jeszcze poczekać z taką okrutną decyzją, że mogłam się skonsultować z innym weterynarzem..
nie mogę spać po nocach, nie chodzę do pracy, odizolowałam się od ludzi, moi bliscy tak bardzo się martwią ale ja nie potrafie inaczej..
tak bardzo ją kocham ................