śmierć psa

Gdy odejdzie nasz przyjaciel...

Moderator: Moderatorzy

śmierć psa

Postprzez mami_X 31 lip 2006, o 12:54

Witam,
niedawno straciliśmy pieska, którego bardzo pokochaliśmy. Była to jamniczka 9 miesięczna, wpadła pod samochód. Syn (6 lat) przeżył to strasznie, długo musiałam go uspakajać i tłumaczyć, że jest w niebie. Minęło kilka dni od tego zdarzenia, mąż i syn już doszli do siebie . Natomiast ja nie mogę się jeszcze uspokoić. A najgorsze jest to, żę ciągle siebie obwiniam, że może nie powinnam pościć ją bez smyczy. Nigdy nam nie uciekała, a teraz było tak daleko do szosy, ale pognała jak w jakimś amoku. Traktowaliśmy ją jak członka rodziny. Jak Wy sobie radzicie w takich momentach, kiedy umiera wasz kochany piesek?
mami_X
 

Sklep Psiaki.pl

Szukasz czegoś dla swojego pupila?

Zapraszamy do naszego Sklepu Psiaki.pl
Znajdziesz tam atrakcyjne produkty dla zwierząt. Wszystko, czego potrzebujesz, dla psa, kota i innych zwierzaków.
Sklep dla zwierząt
 

Postprzez Aleksandra 31 lip 2006, o 14:27

Szczerze mówiąc, nie radziłam sobie ze śmiercią mojego Ralfa. I choć powinnam być na nią przygotowana( kilkumiesięczna choroba), to przygotować się na to po prostu się nie da. Rozpacz, rozpacz i tłumaczenie sobie że tak lepiej, że Ralf słodko śpi i że nie będzie cierpiał. Znajomi i Rodzina widząc, jak bardzo zapadliśmy się w sobie zaczęli nas namawiać na nowego psa, który zająłby nam czas. Nie wierzyłam w taką terapię, ale po jakimś czasie kupiliśmy szczeniaka. Jestem już spokojna, ale nadal tęsknię bardzo. Pomaga też to, że u mojego Ralfa jestem często- pochowany jest na działce. Tak, że czas....... i może później nowy piesek. Bardzo Ci współczuję. A to dla Twojego kochanego pieska (*)(*)(*)(*)(*)
Aleksandra
 

Postprzez migotka 31 lip 2006, o 20:28

Po śmierci mojej kochanej Puni- nikt u mnie w domu nie umiał "normalnie" żyć, było nam bardzo ciężko.Za każdym razem gdy o niej pomyślałam z oczu płyneły kolejne łzy. Mimo to szybko wzięliśmy ze schroniska pieska, by w jakiś sposób ukoić ból. Mnie udało się to po ok 2 latach. Ale Punia zawsze zostanie w moim sercu. Z Tinusi mamy teraz wielką pociechę - mam teraz taką drugą kochaną Punię :( :( :( :(
rasowy czy nie zawsze KOCHANY
mój nr gg 4380469
migotka
Podsmyczy
Podsmyczy
 
Posty: 25
Dołączył(a): 31 lip 2006, o 15:58
Lokalizacja: Lędziny:)

Postprzez mami_X 1 sie 2006, o 09:44

Dziękuję za słowa otuchy. Myślę coraz częściej o nwym psie. Pewnie już niedługo się pojawi. Ból po Toli jest tak duży, może choć trochę się zmniejszy kiedy pojawi się nowy psiak. Tola zawsze będzie w naszych wspomnieniach.
mami_X
 

Postprzez Marcin 18 sie 2006, o 00:01

Był w naszej rodzinie jamniczek wabił się BANDI, był subtelny i ułożony, nigdy nie pogryzł kapetków ani też kabelków. Jak go wybierałem miał 6 tygodni. W swoim psim życiu pocierpiał troszkę ze względu na nawracajace się dolegliwości kręgosłupa, które na dodatek pogłąbiły się po akcji z kundlem, który chwycił go za kark, wówczas Bandeczka chorował na kręgosłupek co 3-6 miesięcy. Ale mimo tych i owych zdarzeń, zawsze był w naszym domu, wśród nas. Od pewnego okresu (ok. 2 lat) pojawiły się na jego ciałeczku dziwne narośle. Te które przyszkadzały zostały usuniete podczas dwóch operacji styczeń - luty 2006r. Wówczas przeprowadzono badania które wykazały słabą wydolność serca, wątroby, nerek. Jeszcze 3 kwietnia 2006 roku obchodził swoje 12 urodzinki. I tak w sierpniu 2006 r. pojawiło się dziwne krwawienie z przełyka,gdzie zaraz po tym piesek wylądował u weterynarza. Po owej wizycie piesek powrócił do apetytu ale nie na długo. Koło 14 sierpnia apetyt Bandiego wskazywał w jego stanie na brak apetytu, ale koło 15 sierpnia późną nocą pojawiła się dziwna opuchlizna. Zaś rano 16 sierpnia zawiozłem go do weterynarza. Jamniczek wiekowy bo 12 lat i ok. 5 miesięcy dostał tabletki i 4 zaszczyki na zminiejszenie opuchlizny, osłonę serca i wspomożenie pracy wątroby. Lekarz dał nam jeszcze puszeczkę karmy, i tabletki by podawać psiaczkowi. Włożyłem go do auta, tam mial swoje miejsce gdzie lubiał jeźdźić z nami na działkę i tak dojechaliśmy do domu. Może dojazd do domu trwał 15 minut, ale okazały się minutami naiwnej nadziei na poprawę. Gdyż pod samym domem w aucie, na swoim ulubionym miejscu, w piekny dzień 16.08.2006 rok o godzinie ok.11 mój psiak z którym byłem związany 12 lat (zamszowy psiaczek) odszedł. Wówczas ten dzień stał się dla mnie i moich bliskich dniem burzy i deszczu, dniem płaczu. Straciłem wspaniałego przyjaciela, na dobre i na złe. Zostało po nim ringo, które lubiał ganiać, miska z której pił wodę i jadł groszki, smycz i obroża oraz zdjęcia i wspomnienia. Zawsze będzie żył w moich wspomnieniach!!

P.S Może dla niektórych wydawać się to dziwne, ale w ten sposób może uda mi się wyleczyć bądź załagodzić ból. Pozdrawiam i współczuję innym co stracili czworonożnego przyjaciela.
Marcin
 

Postprzez Aleksandra 18 sie 2006, o 16:48

Jak dobrze Cię rozumiem- ja miałam Ralfa-kilka postów niżej-Ralf był moim syneczkiem.Czas Ci pomoże. Zyczę Ci wszystkiego najlepszego. Bardzo mnie wzruszyłeś.
Aleksandra
 

Postprzez Marcin 19 sie 2006, o 00:38

Podobnie jak ty Aleksandra mój psiak jest pochowany na działce, gdzie lubiał szczekać na żabki w stawie, ganiać szyszki, które mu rzucałem, leniuchować na swojej ulubionej poduszce pod Sosnami.

Nie wiem czy to prawda, czy jakiś głupi przesąd ale pewien znajomy powiedział mi że dla upamiętnienia w to miejsce co zakopany jest pies, sadzi się drzewko. No w moim przypadku jest to narazie niemożliwe, gdyż miejsce to jest świeże. Ale myślę , że może obok niego posadzę drzewko, jako symbol tego że lubiał pod drzewkiem się wylegiwać.
Czy aby to drzewko to dobry pomysł?

Teraz gdy już są 3 dni od tego feralnego dnia, zastanowiłem się nad tym , że jego chorowanie trwało od 3 lat a może i dłużej, ale nie sądziłem, że w ciagu kilku dni 2-3 dni tak gwałtownie rozegra się czarny scenariusz. Jedno jest faktem że jego wiek, jak i chorowanie przyczyniło sie w znacznym stopniu do tak szybkiego finału. Najgorsze jest to, że człowiek staje się bezradny. Czy to wobec człowieka, czy to wobec swojego pupilka.

Obecnie nie mam zamiaru kupować drugiego psiaczka, być może z czasem to zdanie zmienie. Odstraszajaco działa na mnie wizja kolejnego, podobnego zakończenia. Ale jak to mówią, czas leczy rany. A Bandi był, jest i bedzie tym pierwszym przyjacielem!
Marcin
 

Postprzez karinarm 21 sie 2006, o 20:21

Ja straciłam Agę, po 12 latach rozchorowała się na raka. Nie można jej było niestety uratować. Była ze mną przez całe moje dzieciństwo. Było mi bardzo ciężko. Po miesiącu rodzice zdecydowali się na kolejnego pieska, ponka. Solka była bardzo śliczna i pocieszna, ale żyła tylko 2 lata, też dostała raka :(. Myśleliśmy, że to jakieś fatum. Ale rodzice łatwo się nie poddawali, najpierw kupili jednego kundelka, a po roku następnego. Kiedy się wyprowadziłam siostra się nimi opiekuje i ma zamiar jeszcze jednego pieska kupić do kompletu :shock:
karinarm
Młodszy Miskowy
Młodszy Miskowy
 
Posty: 6
Dołączył(a): 19 sie 2006, o 12:37
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez bery-m 21 sie 2006, o 22:52

Moi rodzice też sie nie poddali. Po śmierci blue teriera ,ktory mial raka wątroby i w wieku 10 lat musieli go uśpić wzieli szczeniaka od mamy pacjentki ktory mial byc jamnikiem szorstkowłosym ,a wyrósł na ślicznego kundelka .Przezyl z rodzicami 8 lat i niestety tez przeniósł sie do wiecznych łowów z powodu choroby. Tata przeżywal to okropnie. Przypadkiem zobaczyłam ogloszenie o dniach otwartym schroniska w Gdańsku i powiedzialam im o tym. Nie chcieli słyszec zwłaszcza tata. Na drugi dzień telefon. Pojechali i wybrali suczke 2 letnią ,która do dzisiaj jest z nimi .Pamięć po tamtych przyjacielach nigdy nie zaginie ,ale cieszą się ,że uratowali może jeszcze jedno psie życie.
Avatar użytkownika
bery-m
Nadkagańcowy
Nadkagańcowy
 
Posty: 518
Dołączył(a): 11 maja 2006, o 22:40
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Gosinka 23 sie 2006, o 09:08

Dla wszystkich w tym dziale znalazłam taki tekst na stronie KTOZ:
"Wczoraj pochowałem Limbę. Ktoś może powiedzieć, że to tylko pies. Ale Limba była członkiem naszej rodziny od dziesięciu lat. Była zupełnie jak człowiek i odeszła na człowieczą chorobę: raka wątroby. (...) Na pocieszenie mój przyjaciel przypomniał mi starą, arabską legendę. Głosi ona, że gdy ostatnia godzina przyjdzie na człowieka, to na progu tego drugiego wszechświata będą nań czekać te wszystkie zwierzaki, dla których był dobry. (...) Będą swym zwyczajem machać ogonami i wpatrywać się w boskie oblicze. A w tych spojrzeniach będzie zawarta niema prośba: Panie Boże, my wiemy, że to grzesznik, ale nie bądź zbyt surowy. On był dla nas dobry"

Myślę, że to piękna legenda i oby choć odrobinę prawdziwa...
Avatar użytkownika
Gosinka
Obrożny
Obrożny
 
Posty: 209
Dołączył(a): 6 lip 2006, o 07:40
Lokalizacja: Kraków

Postprzez bery-m 23 sie 2006, o 16:29

Gosinko! Jedna z najpiękniejszych legend jaką słyszałam !!!
Avatar użytkownika
bery-m
Nadkagańcowy
Nadkagańcowy
 
Posty: 518
Dołączył(a): 11 maja 2006, o 22:40
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Panibee 25 sie 2006, o 11:00

Gosinka, mnie też wzruszyła Twoja legenda.
Avatar użytkownika
Panibee
Dobra Dusza
Dobra Dusza
 
Posty: 1510
Dołączył(a): 19 sie 2006, o 16:49
Lokalizacja: Koszalin

Postprzez alex4 31 sie 2006, o 21:56

Taki młody piesek, a już w niebie :( [*]
Nasze forum :arrow: CyberMix
Obrazek
Avatar użytkownika
alex4
Obrożny
Obrożny
 
Posty: 225
Dołączył(a): 30 sie 2006, o 16:52
Lokalizacja: Śrem

Re: śmierć psa

Postprzez ana29 29 wrz 2006, o 20:55

mami_X napisał(a):Witam,
niedawno straciliśmy pieska, którego bardzo pokochaliśmy. Była to jamniczka 9 miesięczna, wpadła pod samochód. Syn (6 lat) przeżył to strasznie, długo musiałam go uspakajać i tłumaczyć, że jest w niebie. Minęło kilka dni od tego zdarzenia, mąż i syn już doszli do siebie . Natomiast ja nie mogę się jeszcze uspokoić. A najgorsze jest to, żę ciągle siebie obwiniam, że może nie powinnam pościć ją bez smyczy. Nigdy nam nie uciekała, a teraz było tak daleko do szosy, ale pognała jak w jakimś amoku. Traktowaliśmy ją jak członka rodziny. Jak Wy sobie radzicie w takich momentach, kiedy umiera wasz kochany piesek?


Z odejsciem naszego przyjaciela nie jest łatwo sie pogodzić... mój Sakerek odszedł pare dni temu a ja ciagle płacze... zmieniam mu codziennie wodę w misce na świeżą... nie jestem w stanie ich schować...chce aby mógł w każdej chwili sie z niej napić ...w nocy słyszę jego oddech... chrapanie które było tak charakterystyczne dla NIEGO... pomimo,że już GO niema dla mnie ON ciągle jest żywy !!!!
Pozdrawiam ...
Avatar użytkownika
ana29
Młodszy Miskowy
Młodszy Miskowy
 
Posty: 7
Dołączył(a): 22 wrz 2006, o 09:18
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Gość 25 paź 2006, o 20:55

Od śmierci mojego Spajkusia minęło już kilka miesięcy, wciąż jednak o nim myśle. W portwelu noszę jego zdjęcie, na biurku również je trzymam a w szafie schowałam jego miski, zabawki i smycz. I wiecie co? Wcale nie jest mi lepiej z czasem. Jak sobie tylko o nim pomyśle łzy napływają mi do oczu i nie potrafie nad tym zapanować! CHCĘ ŻEBY MÓJ PIES DO MNIE WRÓCIŁ!!! Strasznie tęsknie i żałuje teraz, że czasem na niego krzyczałam. Wszystko bym oddała żeby móc wrócić mu życie. KOCHAM GO I NA :cry: ZAWSZE JUŻ BĘDZIE W MOIM SERCU. :cry:
Gość
 

Następna strona

Powrót do Tęczowy Most

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zalogowanych użytkowników i 28 gości

paw prints