Strona 1 z 6

Byłaś serca biciem.....wiosną, zimą, życiem.......

PostNapisane: 14 cze 2009, o 05:19
przez violaa
Almy już nie ma. Odeszła.......

Jeśli istnieje niebo, to niech istnieje dla NIEJ..........
[*]

PostNapisane: 14 cze 2009, o 06:58
przez martusssss16
Wiem co czujesz... :(
[*]

PostNapisane: 14 cze 2009, o 09:53
przez Sissy
To takie niesprawiedliwe-dlaczego One odchodzą tak szybko? :cry:
Tak bardzo,bardzo mi przykro....
Dla Almy (*) ...

PostNapisane: 14 cze 2009, o 10:28
przez dusikon
Biedna Alma :cry:
Teraz już nie czuje bólu.
Dla Almy[*]

PostNapisane: 14 cze 2009, o 12:06
przez Paulinka...
Tak bardzo mi przykro :cry:
Dla Almy [*]

PostNapisane: 16 cze 2009, o 09:52
przez Saszka
Violu, bardzo mi przykro, siedzę i łzy mi same płyną, wiem jak nie raz o nią walczyłaś, pamietam ile razem przeszłyście. Wiem, że jest Ci ciężko, współczuję z całego serca....
Alama jest już w psim niebie i patrzy na Ciebie z góry.

PostNapisane: 16 cze 2009, o 13:22
przez zeberka161
dla Almy [*]

PostNapisane: 16 cze 2009, o 14:51
przez violaa
dom jest taki pusty.....a srerce pełne żalu i goryczy

PostNapisane: 16 cze 2009, o 18:12
przez dusikon
Najszczersze wyrazy współczucia...........
Alma pewnie patrzy na ciebie z góry

PostNapisane: 16 cze 2009, o 19:35
przez zeberka161
zrobiłaś co mogłaś by jej pomóc widocznie tak miało być..
pomyś ze Alma juz nie cierpi i jest przy tobie duchem i swoim ogromnym serduszkiem.

PostNapisane: 16 cze 2009, o 21:09
przez mArGoSiA
Tak naprawdę teraz żadne słowa nie są adekwatne do tego co czujesz dlatego powiem tylko tyle,trzymaj się.

Dla suni [*]

PostNapisane: 16 cze 2009, o 21:15
przez violaa
Tak,. to prawda.......Muszę nauczyć się zyć od nowa.....
W domu kazdy kąt, mebel, miski przypominają Almę. Nigdy nie pogodzę się z tym JAK odchodziła. Dlatego napisałam list do lokalnej gazety. jestem jej to winna a tym samym chcę aby innych właścicieli nie spotkała przygoda z takimi lekarzami ......
w wolnej chwili przeczytajcie




Wśród prawdziwych przyjaciół psy zająca zjadły……

To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba ……..

Kim tak naprawdę jest dobry lekarz? Czy ten , który studia ukończył na pięć, czy też ten o którym wdzięcznie mówią zadowoleni pacjenci- jest dobry. Nie ulega wątpliwości, że dobry lekarz to ten, który jest wyrozumiały, empatyczny, oddany, godny zaufania, kompetentny, taki, któremu powierzamy nasze życie lub naszych bliskich.

Lekarz dla zwierząt- czyż nie powinny cechować go te same cechy w odniesieniu do najmniejszych?
Naiwnie do dziś tak właśnie myślałam………
Przyszli adepci lekarskiego stanu składają przysięgę Hipokratesa. Weterynarze także składają swoją przysięgę. "Jako lekarz weterynarii przyrzekam, że w zgodzie z mym powołaniem, w trakcie pełnienia obowiązków zawodowych będę postępował sumiennie i zgodnie z aktualną wiedzą weterynaryjną, strzegł godności zawodu, przyczyniał się w miarę możliwości do postępu nauk weterynaryjnych, a także wykonywał obowiązki wynikające z przepisów prawa oraz zasad Kodeksu Etyki Lekarza Weterynarii."

Do wczoraj byłam posiadaczką przeuroczej suki –Almy. Była z nami 12 lat. Pięknych, bogatych w przezabawne wspomnienia. Było jej u nas dobrze, tego jestem pewna. W przypadku zwierząt czas leci nieubłaganie szybko. Wiedziałam , ze kiedyś przyjdzie nam się rozstać. Każdy kolejny miesiąc był więc dla nas wspólną nagrodą.
Jakiś czas temu Alma zaczęła chudnąć. Początkowo odebraliśmy to jak żart: przedwakacyjne zrzucanie wagi. Jednak udałam się z nią do lekarza. Dr Artur Michor po kolei wyeliminowywał ewentualne przyczyny spadku wagi. Przyszła zatem kolej na kompleksowe badanie krwi. Niestety, wynik był dla nas przerażający- mocznica. Norma mocznika przekroczona była pięciokrotnie. Nie poddawałam się, gdyż wiem , ze inne psy wychodziły z dużo większej opresji. Rozpoczęliśmy więc żmudne leczenie. Kilka razy dziennie odwiedzałam gabinet a w domu sama podawał jej kroplówki. Poziom mocznika nieznacznie malał……
W piątek zaopatrzona w zestaw leków i kroplówek, cennych wskazówek pozegnałam się z dr Michorem, wiedziałam , że wyjeżdża na weekend. . W sobotę, zgodnie z planem podałam psu kroplówkę. Niestety, drugiej porcji już się nie dało. Najzwyczajniej zaczopował się wenflon. Zadzwoniłam do doktora Michora, który poinformował mnie, ze wyjechał ale jeśli nie uda mi się znaleźć pomocy to wróci. Ustaliliśmy, że spróbuję poszukać kogoś, kto pomoże założyć nowy, gdyż podanie kroplówki było niezbędne. Poruszyłam wszystkie znajome pielęgniarki. jak pech to pech: a to wyjazd, a to strach przed psem. Zaopatrzyłam więc córkę w pieniądze i wysłałam do pana Gawry. Jakież było moje zdziwienie, gdy wróciła z kwitkiem. Pan Gawra nie zgodził się, twierdząc ,że ten kto zaczął leczyć psa niech i kończy. ….
W końcu udało się. Pomocy udzielili mi pracownicy pogotowia ratunkowego w Wałczu. Poinstruowali mnie co i jak zrobić aby udrożnić wenflon. ( Serdecznie Im za to dziękuję…..choć Oni nie musieli. A może dlatego, że pomagają ludziom posiadają inne cechy i nie pytają kto rozpoczął leczenie? Pomogli i nie chcieli zapłaty )
Szczęśliwa, po wielogodzinnych poszukiwaniach wróciłam do domu i podłączyłam już spóźnioną kroplówkę. Zadzwonił dr Michor, którego uspokoiłam, że zgodnie z planem kontynuuję leczenie.
Niestety moja radość była zbyt szybka. Alma zaczęła czuć się coraz gorzej. Już tylko leżała, przestała jeść i pić. Obudziła mnie tuż po północy. To co zobaczyłam nie przypominało już mojego psa. Mała, wychudzona patrząca kochanymi oczami istotka….
Zaczęło się od drgawek, które przerodziły się w falę ataków padaczkowych. Pies wydawał z siebie nieziemskie odgłosy. To był ból, rozpacz, niemoc i wycie, którego nigdy nie zapomnę.
Wiedziałam, że już jej nie uratujemy, że zatrucie organizmu mocznikiem jest tak ogromne, że nikt i nic już tu nie zdziała.
Podjęłam najtrudniejszą decyzję- muszę pomóc jej odejść, bo to co widziałam było męczarnią. Doktor Michor był daleko, decyzję pana Gawry, który nie pomaga obcym psom już znałam. Pojechałam wiec do przychodni na ulicę Kołobrzeską. Tam na drzwiach przeczytałam, że w nagłych przypadkach dyżur pełnią p. Michor, p. Dołowy i pan Lizoń. Zadzwoniłam do dr Michora, niestety tam gdzie był nie było zasięgu. Wiedziałam wiec , że muszę skrócić cierpienie i męki psa i szukać pomocy u innych lekarzy. Zadzwoniłam do dr Dołowego. niestety też był daleko od Wałcza. Wysłuchał mnie, wsparł dobrym słowem i obiecał, że gdy tylko wróci a nadal będzie potrzebny to mogę na niego liczyć.
Ataki padaczki nasilały się. Puściły już wszystkie zwieracze. Alma skomlała bezustannie, płakała niczym małe dziecko……i te jej oczy, wpatrzone w nas, szukające pomocy.
Była godzina trzecia w nocy. Zadzwoniłam do dr Lizonia. Kiedyś, przez 11 lat Alma była jego pacjentką. Kiedyś, do zeszłego roku, gdy podczas wizyty stwierdziłam że jakość zamieniła się w ilość.
Przeprosiłam, że dzwonię o tej porze. Powiedziałam, że muszę pomóc cierpiącemu psu, że proszę o wizytę lub przyjadę sama. Opowiedziałam o tych mękach i cierpieniu.
Niestety, usłyszałam, że lekarz pełniący dyżur nie posiada żadnego środka by uśpić psa…
Potem było jeszcze kilkanaście telefonów do Piły, Trzcianki, Jastrowia i Mirosławca. Niestety nikt nie podnosił słuchawki.
A pies…..cierpiał coraz bardziej i mocniej. Gdybym była silniejsza, gdybym wiedziała czym i jak …zrobiłabym to sama.
Po sześciu godzinach nieopisanego bólu i cierpienia odszedł mój ukochany pies, któremu nie umiałam pomóc. Dlaczego? Dlatego ,że tej nocy nie trafiłam na dobrego lekarza. Na kogoś, kto w etykę swojego zawodu ma wpisane pomagać. Mój pies miał swoją ustawę ( Ustawę o ochronie zwierząt ) a lekarze powinni postępować zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarza Weterynarii.
Niestety, dr Lizoń odmawiając mi pomocy, za którą przecież chciałam zapłacić, niewątpliwie naruszył jej postanowienia. Jako lekarz nie pomógł w humanitarny sposób odejść mojemu psu.
Dlaczego piszę ten list? jestem to winna mojemu psu, który niczym nie zasłużył sobie na takie odejście. Piszę w zasadzie do właścicieli psów, bo to szczególnie Oni zrozumieją moją determinację, niemoc i ogromny żal. Robiłam wszystko co mogłam, niestety nie udało się. Wierzę tylko, że Alma szczęśliwa i radosna biega sobie po tęczowym moście.

Violetta Kamińska
wdzięczna dr Arturowi Michorowi

PostNapisane: 16 cze 2009, o 21:41
przez Mati2616
Tak bardzo mi przykro :cry: [*] ALMA [*]

PostNapisane: 17 cze 2009, o 14:08
przez Sissy
Ci lekarze. Tak, ,,lekarze''(a to dobre :/ )...
Nie rozumiem takich ludzi.
Takich,którzy nie czują,nie mają powołania,a mimo to...
Mimo to leczą...
I zamiast pomagać zwierzętom żyć-pomagają im. Ale pomagają umierać.
(*)

PostNapisane: 17 cze 2009, o 15:04
przez zeberka161
czytajac ten tekst łzy same splywaly mi po policzkach.. :(
niestety u nas w polsce tak jest ze lekarze wykrecaja sie od swoich obowiazkow tak jak tylko moga.. :(


dla Almy niech jest szczesliwa po drugiej stronie [*]