Ta noc była koszmarem i dla mnie i dla Taysonka...
Od godziny ok 23 Tayson zaczol wymiotowac i był taki osowiały , początkowo myślałam że zjadł cos co mu zaszkodzilo po chwili wydawalo sie ze jest juz ok...
Ale po ok godzinie psiak lezal i wogole na nic nie reagował w tym momecie byłam przerazona i z rodzicami wzielismy i pojechalismy do najblizszej czynnej lecznicy wet dal na poczatek jakies leki na przeczyszczenie bo przypuszczal zatrucie..
i tak mijała kolejna godzina w gabinecie zostaly wykonane rozne badania nie wiem jak to sie nazywa (przeswietlenie czaszki) z tego powodu ze mial kiedys operacje na guza i jak sie okazalo guz sie pojawil ponownie w innym miejscu
wiec psiak dostał jakis zastrzyk i tak po ok pol godziny pies lezac i nie ruszajc sie tylko od czasu do czasu otwierajac oczka coraz bardziej mi slabł ja stałam obok niego z łzami w oczach i prosiłam lekarza zeby zrobil wszystko aby go uratowac...
po chwili została podjeta decyzja o operacji ale wet powiedzial ze w takim stanie bedzie to bardzo ryzykowne ale jesli nie zostala by przeprowadzona operacja to ten guz a w sumie to byl jakis tak jak by krwiak mogl sie rozlac w czaszce i spowodowac wiele uszkodzen wiec pies moglby albo nie przezyc albo bylby sparalizowany
dla tego zdecydowalismy sie na operacje on lezac na stole patrzyl na mnie tak jak by chcial powiedziec wez mnie stad ja chce dalej zyc...
ja ocierajc łzy czekałam na poczekalni z rodzicami i modlac sie aby wszystko sie udalo operacja trwała ok 2 godzin...
udała sie pies oczywiscie byl jeszcze pod narkoza i dalej czekalismy u weta byla godz 3 w nocy pies byl pod kroplowka... i kilka kolejnych godzin bylo dla niego decydujacych
niestety o godzinie 4:47 odszedł :( moj najkochanszy lobuz...
nie moglam w to uwierzyc zaczelam tam plakac przytulac go do siebie...
dla czego właśnie on? powrot do domu był dla mnie koszmarem... pojechalismy z tata go pochowac do babci na ogrodku....
wejscie do domu nie obylo sie bez merdajacych ogonkow bo jeszcze w domu dwie sunie ale teraz jest tu tak pusto on był takim malym urwisem ktory nadawal temu wszystkiemu taki rytm zycia... z nim zawsze bylo wesolo a teraz jak mysle ze juz go nie ma to mam łzy w oczach...
wiem ze teraz juz nie cierpi i jest mu dobrze ale mial jeszcze tyle zycia przed soba
PSIA DUSZA
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza...
/Barbara Borzymowska/
dla ciebie kochany za te wszystkie piekne dni [*][*]