Jedyne co mnie pociesza i jakoś tłamsi ból to myśl, że on może faktycznie jest teraz szczęśliwy... i że ten " tęczowy most" gdzieś tam jest... wychodziłam rzadko z domu ostatnio, bo wcześniej do sklepu zawsze szłam z baruśkiem, ostatnio jak miałam wyjść z tego sklepu to łzy same płynęły mi po policzkach, bo bari nie czekał na mnie... a może i czekał?? Czasami gadam sobie w myślach do niego, wyobrażam sobie, że jego duszek chodzi za mną... i kiedyś wejdzie w ciało innego psiaka... kiedyś już przeżyłam odejście psinki, odeszła sobie na moich rękach, ale ona już była psią babcią... baruś faktycznie był młody... był pięknym, dużym owczarkiem, ważył jeszcze 8 miesięcy temu 56 kg, we wrześniu już 37 kg
od początku miewał różne dolegliwości, cały czas na coś chorował... niestety ludzie tworzą hodowle ze związków kazirodczych zwierząt i tak się to kończy
nie miałam kiedyś o tym pojęcia, nawet się szczerze mówiąc nie zastanawiałam, teraz już wiem, że chcąc mieć zdrowego rasowego psa trzeba go kupić z "pewnego" źródła!!! Strasznie się cieszę, że jesteście!!! I dziękuję Whiterose, Arturze i Czmtsz za ciepłe słowa...