Pojawia się u mnie pewien problem. Może przeginam i zresztą mam nadzieję, że tak jest.
Zawsze bardzo ostrożnie podchodziłam do obcych psów. Gdy jakiegoś poznałam - zawsze byłam przyjaźnie nastawiona i lubiłam się z nim bawić. Do jakiś przybłędów, psów, których nie znam i w ogóle... no bałam się ich. Gdy zobaczę takiego psa zaczynam się bać. Nie panuję nad tym, wiem, że przed psem nie pokazuje się, że się go boi. Raz jak zobaczyłam takiego psiura to pot na twarzy zimny mi wyskoczył. A piesek obszedł mnie spokojnie i zaczął mnie lizać - od tej pory się go nie boję. Będąc u koleżanki u której nigdy nie byłam, po zeszyty do odpisania, to jak usłyszałam szczek jamnika to powiedziałam: nie wypuszczaj go tu (na klatkę schodową)...
Tak samo boję się psa który mnie kiedyś ugryzł.
Moje pytanie brzmi: czy takie są objawy kynofobii (lęku, fobii przed psami)? Ja wiem, że może przesadzam ale przecież psy to moje hobby, do żadnego psa nie pałam nienawiścią, kocham towarzystwo psów, tylko boję się po prostu obcych psów. Chyba że idzie sobie jakiś labradorek, beagle, golden czy jakikolwiek inny pies, którego można utożsamić z jakąś rasą, która jest raczej łagodna (a ja znam wiele ras). Boję się nawet jednego agresywnego warknięcia na mnie ze strony psa. Wiem że to zachowanie niewłaściwe, a nie wiem, z czego to wynika. Bo mnie by tu nie było, gdybym psów nie kochała...