Popoludniu razem z mama i diegiem pojechalam na spacerek do wsi znajdujacej sie 5 min drogi od mojej wsi. Spuscilysmy Diega ze smyczy poniewaz wokol byla tylko drozka przez pola oraz kanal. Wszystko bylo w porzadku, poki nie pozwolilysmy sie psu wykapac. Gdy tylko wszedl do wody zaraz wrocil. Powod: jego prawa przednia lapa bylo cala we krwi. Nie ogladajac jej od razu kazalam mamie biec po samochod (ktory znajdywal sie kilometr od nas) sama wzielam psa na smycz i zaprowadzilam kawalek od wody by obejrzec lape. Przerazilam sie, krew ciekla z niej jak z kranu, a rana miala jakies 7cm dlugosci i byla na tyle gleboka, ze przeciela cala skore. Z poczatku myslalam ze krwotok zaraz ustapi, ale po minucie tylko sie pogorszylo. Scisnelam wiec lape swoja reka a pozniej smycza(bo dopiero pozniej wpadlam na ten pomysl) gdy tylko mama przyjechala od razu wlozylysmy psa do samochodu a ja usiadlam obok niego sciskajac jego lape smycza. Gdy po pewnym czasie dotarlysmy do weterynarza ( a trwalo to chwile poniewaz musialysmy przejechac dwie wsi oraz dojechac na drugi koniec miasta) od razu zanioslysmy psa do weterynarza, ktory natychmiast zwiazal lape w dwoch miejscach, ale krwotok nie ustawal. Pies juz w samochodzie stracil mnostwo krwi wiec teraz trzeba bylo szybko dzialac. Weterynarz choc najlepszy w miescie mial problemy z odszukaniem rozcietych naczyn krwionosnych. Myslalam ze to juz koniec poniewaz sam lekarz zaczal zamiast nas uspokajac panikowac, przeklinac, ale sie niepoddawal tak samo jak Diego. Po chwili naczczescie sie udalo. Trzy duze zyly w tym tetnica zostaly sszyte tak samo jak rana( na ktorej obecnie znajduje sie 8 szwow). Wet powiedzial ze brakowalo 5 minut i juz bysmy go nie uratowali tak samo gdybym mu krwi nie tamowala. Przez caly czas trzymalam mojego psa za glowe i bylo mi obojetne czy z bolu mnie ugryzie (choc dostal lek na senny i tak z poczatku odczuwal bol poniewaz nie mielismy czasu by czekac az lek zacznie dzialac). Tak strasznie sie balam na szczescie teraz juz jestem w domu z moim psiaczkiem i chodz przez najblizsze pare dni podejzewam ze bedzie caly czas lezal ciesze sie ze go nie stracilam. (emocje ktore przezywalam byly nie do opisania dlatego wiekszosc z nich pominelam)
Po dosyc dlugiej opowiesci czas na pytania czy moge mu dac lek przeciwbolowy oraz jak go zywic?? (Bo to dosyc oczywiste ze po straceniu takiej ilosci krwi specjalna dieta wzbogacona w substancje odzywcze jest wskazana)
Z gory dziekuje za odpowiedzi
kłapouszkowy chrapcio :*