witam wszystkich. trafiłam na forum, bo szukam odpowiedzi na pewne pytanie. czytałam Wasze wypowiedzi i widzę, że jesteście osobami kompetentnymi i znającymi sie na rzeczy;)
otóż jakieś 2 lata temu (!) przybłąkał się do moich rdziców pies. duży, wychudzony wilczur..najpierw dwa tygodnie chodził wokół płotu, ojciec wynosił mu jedzenie, pies był totalnie zdziczały i smutny i biedny... po dwóch tygodniach już odważył się wchodzic na podwórko, po dwóch miesiącach zaczał zaglądac do domu, później zaczął już w miarę śmiało wchodzić do domu.. po jakimś pół roku (!) zaszczekał po raz pierwszy- rodzice byli w szoku- myśleli że jest niemową
Baruś, czyli Bary odpasł się, dobrze wygląda, śmieje się, daje sie głaskać, nauczył się jeść z ręki, bez zjadania ręki, ale w dalszym ciągu nie umie chodzic na smyczy..być może ktoś zostawił go w lesie na smyczy, być mże ktoś próbował powiesić na smyczy (ludzie są beznadziejni ) w każdym razie, gdy zakłada mu sie obroże, to już chowa sie pod stól, a co dopiero mówić o smyczy... wtedy dostaje totalnego szału i płaacze jak małe dziecko, tak bardzo się boi...
chcialibyśmy pójśc z psem do lasu na spacer, albo nawet do wetrynarza... weterynarz przyjdzie do domu, ale las niekoniecznie;)
myślałyśmy z mamą, czy ni sprobować kupić mu szelek?
poradźcie coś, co mamy robic?