ależ Agrestowa ja doskonale wiem, że nie ma żadnego obowiązku robienia badań w rasach miniaturowych. Wystarczy zaliczyć 3 wystawy z odpowiednimi ocenami (tzw hodowlanka) i już można produkować metrykowe szczeniaki. Wiesz ja nie jestem laikiem, do ZK należałam przez ponad 10 lat, jeździłam na wystawy ze swoimi psami jednej z ras olbrzymich. W rasie, ktorą posiadam też nie ma obowiązku robienia żadnych badań, jednak ja jak i wielu odpowiedzialnych hodowców przed rozmnożeniem prześwietlamy stawy biodrowe jak i łokciowe i do hodowli używamy tylko zdrowe psy i suki. Ja dodatkowo swoim olbrzymom zrobiłam jeszcze EKG i morfologie z biochemią, choć nikt mi tego nie kazał. Yoreczkę tę już nieżyjącą kupiłam w prezencie dorastającej córce, za bardzo dobre wyniki w nauce w ostatniej klasie gimnazjum. Dziewczyna dostała się do najlepszego liceum w naszym mieście. A tu taki PECH! Yoreczka zaraz po zakupie okazała się śmiertelnie chora. W tej pięknej, miniaturowej i długowłosej rasie bardzo często występują takie wady: zapadnięta tchawica, wady serca i wypadające rzepki kolanowe i są to wady genetyczne, dziedziczone po przodkach, o czym hodowcy doskonale wiedzą. Mimo to rozmnażają psy i suki beż żadnych badań wykluczających z dalszej hodowli te wady. Zachowują się jakby mieli rentgena i inne urządzenia do badań w oczach.
Rozmawiałam z wieloma weterynarzami ratujących życie mojej yoreczki i każdy z wetów potwierdził, że bardzo dużo yorków ma zapadnięte tchawice i się dusi, coraz częściej w tej rasie objawiają się wady serca, a wypadające rzepki kolanowe to ma co drugi york i nie ma żadnego znaczenia, czy yorczek jest rodowodowy, czy nie. Próbowałam kupić córce drugiego yorka, oczywiście z metryką, tylko tym razem już po zdrowych, przebadanych rodzicach. Obdzwoniłam wszystkie hodowle tej rasy, które ogłaszały się, że mają szczeniaki. Na pytanie jakie badania zrobili swoim sukom i psom przed rozmnożeniem część odpowiadała, że ma zdrowe psy bo utytułowane, a szczeniaki są po przeglądzie hodowlanym
(takie kity to laikom mogą wciskać), inni twierdzili, że ich psy nigdy nie chorowały, więc i szczeniaki też są zdrowe
(kolejna bajeczka dla niedoświadczonych), a byli i tacy co po zadaniu pytaniania odnośnie badań w kierunku wad genetycznych szybciutko się rozlączali i już telefonu nie odbierali. Odpuściłam sobie kolejne wywalenie dużej kasy w błoto.
Moglam oddać swoją śmiertelnie chorą yoreczkę hodowczyni, ale pieniędzy za nią, ani za wizyty u weterynarzy bym nie dostala, bo pani hodowczyni już wydała pieniążki za które kupiłam od niej sunię i nie miała na oddanie. Za wizyty u weterynarzy uzbieralo się tochę zanim wykryto tę śmiertelną wade genetyczną, usunełam zęby mleczne, doprowadziłam sunię do normalnego wyglądu (rozczesałam dredy, wykąpałam) no i psina będąc u mnie poznała już co to trawka i bieganie po dworze ( mam olbrzymi ogród), u hodowczyni znów siedziałaby zamknięta w niewielkim mieszkanku na drugim piętrze w bloku, a wypuszczana byłaby jedynie na korytarz, aby pobiegać po schodach. Hodowczyni uważala, że york to za malutki piesek, aby wychodzić na dwór
. O zamianie na drugiego szczeniaka nie było mowy, bo hodowczyni ma tylko jedną sukę hodowlaną i jednego psa reproduktora, a z tego samego skojarzenia nie chciałabym kolejnego szczeniaka.
Ja się tylko dziwię, że takich hotofffców ZK nie wywala na zbity pysk.