Nie było mnie długo na forum to pewnie niewiele osób mnie pamięta. Od ponad dwóch lat mam kundelka przygarniętego ze schroniska. Pies był zawsze żywiołowy i zaczepny ponad normę. Chodziłam z nim na szkolenie, żeby się "ogarnął". Wszystko jakoś powoli szło ku lepszemu aż tu nagle mój świat wywrócił sie do góry nogami.
Dwa miesiące temu koleżanka powiedziała, że u niej na klatce schodowej mieszka mały piesek. Podobno ktoś go wywalił z samochodu. Wzięła go jedna pania ale jej pies go gryzł, więc trzymała go na klatce schodowej. Psiak był przestraszony. Wzięła go moja matka ale już następnego dnia zmieniła zdanie i go nie chciała. Aż wstyd się przyznać że mogła tak postąpić moja matka. Zabrałam psiaka do siebie. Oczywiście mój Toffi nie chciał go zaakceptować. Nie udało się odnaleźć właściciela psiaka mimo porozwieszanych ogłoszeń. Pies nie miał też czipa. Próbowałam znaleźć mu nowy dom ale nikt go nie chciał. Nazwałam go Rudi i został z nami. Toffi w końcu dał mu spokój. Bawił się z nim, dzielił jedzeniem. Do czasu. DWa tygodnie temu Toffi ma napady agresji. Weterynarz doradził kastrację. Pies jest tydzień po zabiegu. JA wiem, że na efekty trzeba poczekać ale jak ja mam przeżyć te ataki? Siedzą spokojnie w pokoju a tu nagle Toffi się zaczyna trząść i atakuje Rudiego. Rozdzielam ich, uspokajają się a za jakis czas sytuacja się powtarza. NA dworze żyją w wielkiej zgodzie.
Co mam robić, żeby psy nie zrobiły sobie krzywdy? CZy jest jakaś metoda żeby Toffi się opanował? Oddanie jednego psa nie wchodzi w grę