Przygoda złego Józia
Józio był to zły ladaco.
Wszystkim płatał psot tysiące:
bił lokaja, bił służące,
koty, psy, choć nie miał za co.
Łowił muchy do pudełka
i obrywał im skrzydełka,
i zabijał śliczne ptaszki,
łamał meble dla igraszki,
Darł książeczki w kawałeczki
nawet bił, choć go pieściła,
niańkę, co go wykarmiła!
Raz gdy na podwórku był,
piesek z miski wodę pił,
Hajże! psotnik do biczyka,
i po cichu się przemyka
i zbił pieska, co miał sił.
Bez przyczyny dręczyć grzech;
piesek zawył - Józio w śmiech,
lecz po śmiechu często łzy -
piesek mądry myśli sobie:
kiedy Józio taki zły,
to i ja mu na zlość zrobię.
I nim ruszył w swoją drogę,
piesek Józia łap za nogę,
masz za moje, teraz skacz!
krew prysnęła, Józio w płacz.
Gwałtu! boli! - spuchła nóżka,
położono go do lóżka,
nie mogł ruszyć się jak kloc,
ani zasnąć całą noc.
Przyszedł doktor i z apteki
przyniesiono gorzkie leki.
Biedny psotnik, aby żyć,
choć niedobre, musiał pić;
Dano obiad - piesek siadł
i za Józia wszystko zjadł.
Oj! od złości strzeżcie się,
bo złym zawsze bywa źle!