przez Seko 7 gru 2007, o 18:46
Dziękuję za słowa pocieszeni. Jednak nie mogę poradzić sobie ze smutkiem, który wypełnia mnie całego. Jakże ciężko wraca się do domu ze świadomością, że nie ma już w nim przyjaciela. Klucz..., zamek..., klamka... i pustka. Nie ma radosnych szczeknięć, nie ma ciepłego języczk na mojej dłoni, nie ma ponaglania do wyjścia na spacer... Zostały nieprzespacerowane wspólnie ścieżki, nieprzebiegane łąki, nieaportowane kije... i to nieustające pytanie: czy nic innego nie można było zrobić? Z moim pieskiem na ostatni spacer wychodziłem około godziny 23. Każdego wieczoru również wychodzę o tej porze z domu, wędruję naszymi parkowymi ścieżkami i opowiadam Birusiowi, co wydarzyło się w ciągu dnia. Niekiedy krzyczę w noc imię mojego ukochanego pieska, ale nikt do mnie nie podbiega...
Birusiu, będę żył tak, żeby zasłużyć na przekroczenie tęczowego mostu, na którym się spotkamy. Czekaj na mnie piesku