Pojawił się u nas niespodziewanie. Znalazły go dzieci, które wracały ze szkoły. Leżł zakrwawiony na naszej wycieraczce. Miał głęboką ranę na tylnej łapie. Nie chciałem się zgodzić, żeby został w naszym domu. Po wizycie u weterynarza miał być oddany do schroniska dla zwierząt. A jednak został i od tego dnia zmieniło się tak wiele w naszym życiu. Zaczęliśmy częściej ze sobą rozmawiać, w codziennym pędzie znaleźliśmy chwile na spacer z naszym Puszkiem. A On się nam za wszystko odwdzięczał bezgraniczną miłością i pokazywał nam jak należy wlczyć z chorobą, ze słabościami, że odczuwanie bólu nie musi rodzić gniewu kierowanego do innych. Oprócz niesprawnej łapu miał chore serce. Mimo bólu zawsze nas witał stojąc koło drzwi. Jego radości nie da się opisać.
Odszedł od miesiąc temu nas równie niespodziewanie. W nocy obudził mnie liżąc moją rękę. Kiedy wstałem z łóżka Puszek wrócił na swoje posłanie. Leżąc oddychał coraz krótszym oddechem nieustannie patrząc w moje oczy. Próbował machać ogonem. Ogarnęła mnie rozpacz, zrozumiałem, że Puszek odchodzi, że żegna się ze mną.
Tej nocy odszedł nasz Przyjaciel, który pokazał nam jak mocno należy walczyć o rodzinę, jak mocno należy kochać najbliższych, jak wielkie można mieć serce, choć jest się tylko kundelkiem.