Śladem Mili postanowiłam zamieścić tu własne opowiadanie. Ostrzegam, że ma ponad trzy strony, więc nie będzie łatwo przebrnąć.
Oto część pierwsza
- Dwa złote, dwa i trzy grosze, dwa i pięć groszy. – Kleofas pieczołowicie przeliczał zebrane pieniądze.
- I jak, jak, brakuje jeszcze?- każdy z nas chciał się dowiedzieć czy tym razem starczy nam na lody. Zbieraliśmy na nie tak długo, że brak odpowiedniej sumy tym razem mógł skończyć się dla Kleofasa nieprzyjemnie. Oczywiście nie był on niczemu winien, ale na kimś negatywne emocje wyładować trzeba, prawda? Szczególnie, jeśli ten ktoś ma na imię Kleofas, na nosie dźwiga wielkie denka od butelek w czarnych oprawkach, a w dzienniku ma tylko pochwały i czerwone kropki.
Brrr... Aż strach pomyśleć o dzienniku i szkole, i o tych wstrętnych kropkach. Co noc mi się śnią! Tej nocy śniło mi się, że poszedłem z rodzicami do cukierni. Wybrałem sobie wielkiego pączka z lukrem i z dżemem. Ugryzłem go, zacząłem przeżuwać. Miał jakiś dziwny smak, ale jadłem dalej. Smak zaczyna zmieniać się coraz bardziej, wypluwam pączka. I co się okazuje? Okazuje się, że nie jem pączka, tylko wstrętną czarną kropkę, napełnioną uwagami. No i wtedy się obudziłem, całe szczęście!
- A więc, po moich obliczeniach stwierdzam, że brakuje nam dokładnie pięć złotych.. – przemówił Kleofas. Widząc nasze średnio zadowolone miny dodał: - Ale mam już pomysł jak je zdobyć.
- Obrabujemy bank? – podnieconym głosem zapytał Bartek.
- Wystąpimy w mini playback show? – zapytała Julianna.
- A może będziemy żebrać? - odrzekła Klementyna, z lekkim przekąsem.
- Nie, nie, nie! Ależ Wy jesteście tępi! Sami na nie zapracujemy! – powiedział Kleofas. Siedzieliśmy na kanapie, nieruchomo, z otwartymi gębami wpatrzonymi w wyraźnie zadowoloną twarz Kleofasa. W pokoju było tak cicho, że mogłem usłyszeć nawet najcichsze bzyczenie muchy. Nienawidzę ciszy. Nieprzyjemnie mi się kojarzy. Zawsze na tych najstraszniejszych horrorach, gdy zapada cisza, zaraz wydarza się cos złego. Najlepsi reżyserzy mówią, iż to wcale nie rozlew krwi, czy efekty specjalne przeważają o jakości horroru. Tu potrzebne jest granie na granicach ludzkich nerwów, na emocjach oraz wzbudzanie napięcia. A jak już mówiłem cisza się do tego świetnie nadaje. Dźwięk to ogólnie bardzo ciekawa sprawa. Nie chodzi mi tu tylko o mowę, lecz także muzykę i wszystkie inne odgłosy otaczające nas. W zależności od tego gdzie mieszkamy słyszymy różne rzeczy, od tego, jaki mamy temperament zależy, jakiej muzyki słuchamy. Widząc obce osoby na ulicy, w większości potrafimy stwierdzić, jakiej muzyki słuchają, szalenie ciekawe, prawda?
- Przepraszam, zapracujemy, czy tylko się przesłyszałem?- niezbyt inteligentnie zapytał Bartek. Zresztą, zabrzmiało to bardzo po „bartkowemu”, bo o ile Bart ( bo tak go zwykle nazywamy) jest świetnym towarzyszem do spuszczania lania, to do myślenia i pracowania znacznie gorszym.
- Dokładnie, otworzymy sklepik z lemoniadą! To będzie znakomity interes. Jest tak gorąco, że nawet największe gbury, pokuszą się o szklaneczkę zimnej lemoniady! – zawołał Kleofas. Wszyscy zadowoleni zaczęliśmy bić brawo. No, trzymanie tego prymusa w domu wreszcie się na cos przydało. Pogadam z Bartem. Może wybaczymy mu te okulary i czerwone kropki?